sobota, 28 września 2013

Naleśniki maślane



Strasznie wyczerpująca była ta sobota - wykonaliśmy masę zaległych zadań, które wyznaczaliśmy sobie od dłuższego czasu, a na które ciągle nam tego czasu brakowało... ale na szczęście dzięki dzisiejszemu dniu wszystko znalazło się pod kontrolą :-) Takie dni zdecydowanie są potrzebne :-) i to bardzo... a zanim nawarstwią się kolejne zaległości korzystam z chwili by zaproponować Wam fantastyczne naleśniki - lekkie, delikatne, idealne do słodkich dodatków (chociaż z tymi pikantnymi też dobrze wypadają)... 


SKŁADNIKI

200 ml mleka

4 czubate łyżki mąki pszennej

2 jajka

35 g masła (zimnego, w kawałku)


Mleko, mąkę i jajka miksujemy razem, a następnie dodajemy masło (uprzednio pokrojone w mniejsze kawałki) i miksujemy do chwili aż masło prawie całkiem się rozmiksuje. Rozgrzewamy patelnię i wylewamy niewielkie porcje ciasta smażąc cienkie naleśniki. Smażymy bez tłuszczu gdyż masło w znajdujące się w cieście fantastycznie się rozpuszcza w trakcie smażenia i idealnie natłuszcza patelnię - naleśniki nie przyklejają się i nie rwą :-)



piątek, 27 września 2013

Babeczki jabłkowe



Nie wiem dlaczego, ale jesień wyjątkowo dobrze komponuje mi się z różnego rodzaju ciastkami :-) może to kwestia pogody - za oknem zimno, szaruga, a na stole gorąca aromatyczna herbata i pasujące do niej herbatniki, muffinki, rogaliki i inne ciasteczka... Okazuje się, że moja rodzinka podziela to stanowisko - moje domowe łasuchy pustoszą kolejne blaszki i czekają na więcej :-) A dziś proponuję Wam babeczki z jabłkami, które robiłam "na szybko", na poprawę popsutego deszczem nastroju małego przedszkolaka :-) I pomogło! Córcia była zachwycona, a dzięki temu ja też :-)


SKŁADNIKI

2 szklanki mąki pszennej

1/2 szklanki cukru

3 jajka

1 szklanka gęstego jogurtu naturalnego

2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 czubata łyżeczka cynamonu

1/2 szklanki rozpuszczonego masła

1/3 szklanki mleka

1 1/2 jabłka




Mąkę, cukier, proszek do pieczenia i cynamon mieszamy razem. W osobnym naczyniu roztrzepujemy jajka z jogurtem i mlekiem, a następnie stopniowo dodajemy przestudzone masło (jeśli będzie zbyt gorące jajeczno - jogurtowa masa zacznie się ścinać, a to zdecydowanie zły objaw :-( ) Masę przelewamy do suchych składników i mieszamy do połączenia składników. Jabłka obieramy, usuwamy gniazda nasienne i kroimy w kostkę, a następnie dodajemy do ciasta i mieszamy. Następnie nakładamy ciasto do foremek na muffinki i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 25 - 30 minut. Dla bezpieczeństwa i pewności, że wszystko jest jak należy sprawdźcie pod koniec pieczenia patyczkiem czy ciastka się upiekły (wbity i wyjęty z babeczki powinien być suchy).
Pyszne...
Aromatyczne...
Idealne na poprawę nastroju...





środa, 25 września 2013

Powidła śliwkowe z dodatkiem suszonych śliwek




Rzadko tu ostatnio zaglądam, oj rzadko... :-( niestety- jakkolwiek to zabrzmi - nie zależy to ode mnie... :-( ale w przyszłym miesiącu postaram się do wcześniejszej częstotliwości :-) trzymajcie kciuki - może się uda :-) Póki co każdą wolną chwilę wykorzystuję na przygotowanie zimowych zapasów i tak właśnie eksperymentując z różnymi dodatkami przygotowałam powidła ze śliwkami suszonymi :-) a jeszcze lepiej gdyby udało wam się kupić śliwki wędzone - mają fantastyczny smak, który sprawia, że powidła nabierają wyjątkowego charakteru... Zupełnie innego niż tradycyjne powidła... W roli "testerek produktu" wystąpiły moje koleżanki z pracy - uwierzcie, że jeśli by im nie smakowały, nie byłyby zainteresowane przepisem :-) A Wam jak się podobają? 


SKŁADNIKI

2 kg śliwek węgierek

2 szklanki cukru

100 - 150 g suszonych / wędzonych śliwek kalifornijskich 

woda




Śliwki myjemy, usuwamy z nich pestki, wrzucamy do garnka i zasypujemy cukrem. Na dno garnka wlewamy trochę wody, żeby śliwki nie przypaliły się. Mieszamy i doprowadzamy do wrzenia, a następnie zmniejszamy płomień i na takim małym smażymy ok. 1 godziny od czasu do czasu mieszając. Wyłączone śliwki zostawiamy do następnego dnia. Suszone śliwki wkładamy do rondelka, zalewamy wodą tak, by było jej ok. 1,5 cm nad powierzchnię śliwek, przykrywamy i zostawiamy do następnego dnia. Na drugi dzień suszone śliwki miksujemy blenderem (powinny wchłonąć całą wodę, jeśli jest jej nadal dużo, po prostu odlejcie ją) i podgrzewamy - powinny być dobrze ciepłe, ale nie musicie doprowadzać ich do wrzenia. Powidła rozgrzewamy, dodajemy zmiksowane suszone śliwki i całość przesmażamy znów ok. godziny od momentu wrzenia. Wyłączamy i znów zostawiamy do następnego dnia. Trzeciego dnia smażenie powtarzamy, ale kończymy gdy powidła osiągną pożądaną konsystencję :-) Gorące powidła nakładamy do wyparzonych słoików, zakręcamy i odstawiamy do góry dnem. Zostawiamy do wystygnięcia. 




P.S.
Pamiętajcie, że powidła lubią się przypalać dlatego częste mieszanie jest warunkiem koniecznym! :-)

poniedziałek, 23 września 2013

Sok z winogron (na zimę)




Tak sobie dziś pomyślałam, że w sumie to lubię jesień... a właściwie to lubiłabym gdyby była taka ciepłą, złota, ze słońcem i kolorowymi listkami... póki co pocieszam się, że może jeszcze takiej się doczekam i przygotowuję kolejne zapasy na zimę :-) 
Jakiś czas temu dostałam spore wiaderko białych polskich winogron z działki od mojej cioci :-) początkowo miał być dżem, ale ostatecznie stwierdziłam, że u nas zdecydowanie większym powodzeniem będzie się cieszył sok :-) A więc do dzieła :-)


SKŁADNIKI

2,5 kg winogron (waga samych owoców, bez gałązek)

1,5 kg cukru




Oberwane z gałązek owoce płuczemy, wsypujemy do dużego garnka i dodajemy cukier, a następnie mieszamy i odstawiamy na ok pół godziny - w tym czasie na dnie powinien zacząć pojawiać się sok. Stawiamy garnek na ogniu, doprowadzamy do wrzenia (w miarę jak owoce będą się ogrzewały będzie się pojawiał sok), a następnie zmniejszamy płomień do minimum i gotujemy 15 - 20 minut. Po tym czasie przecedzamy sok, a owoce przecieramy przez sitko (nie wpadło razem z przecierem kilka drobnych pestek, ale nie wyjmowałam ich), dodajemy przecier do soku. Całość mieszamy, rozlewamy do słoików lub butelek, zakręcamy i pasteryzujemy 20 minut; wyjmujemy do ostygnięcia. Sok jest naprawdę słodki i gęsty, ale po dodaniu wody powstaje fantastyczny napój :-) 




P.S.
W ten sam sposób możecie przygotować sok z ciemnych winogron.
W rzeczywistości sok jest trochę jaśniejszy niż na moich zdjęciach.



sobota, 21 września 2013

Placki ze śliwkami




Moje łakomczuchy zażądały dziś placków na podwieczorek - wszystko jedno jakich, byle nie za słodkich... No i tak popatrzyłam sobie po tym co było w lodówce i od razu zatrzymałam się przy śliwkach :-)  a dalej już jakoś samo się skomponowało :-) i wyszły niesamowite - puszyste, delikatne, odpowiednio słodkie i cudownie śliwkowe :-) zniknęły co do jednego :-)


SKŁADNIKI

4 łyżki mąki pszennej

2 łyżki cukru

2 jajka

4 łyżki gęstego jogurtu naturalnego

5 łyżek rozpuszczonego masła

1 łyżeczka proszku do pieczenia

kilka sztuk śliwek (u mnie było 20)


dodatkowo: masło do smażenia




Śliwki myjemy i usuwamy z nich pestki i kroimy w ćwiartki. Jajka i jogurt łączymy razem - najlepiej energicznie mieszając łyżką, nie blenderem, wtedy struktura placków jest ciekawsza :-) Dodajemy mąkę, cukier i proszek i łączymy razem. Na koniec dolewamy po jednej łyżce masło i dokładne mieszamy. Dodajemy śliwki i delikatnie mieszamy żeby ich nie uszkodzić. Na patelni rozgrzewamy masło, a następnie kładziemy łyżką niewielkie porcje ciasta. Smażymy na małym ogniu na złoty kolor po obu stronach. Gotowe placki możecie posypać cukrem cynamonowym :-) pycha! 



środa, 18 września 2013

Powidła klasyczne i nutella ze śliwek




Jakiś czas temu dostałam skrzyneczkę śliwek - tzw. prawdziwych węgierek, których wyższość nad innymi odmianami polega w moim odczuciu na tym, że mają stosunkowo zwięzły miąższ, który nie tworzy błota podczas smażenia i są naturalnie słodkie na tyle, że nie wymagają ogromnej ilości cukru, by smakować ;-) To z czym śliwki kojarzą mi się najbardziej to kruche ciasto, a zaraz potem powidła... no i jeszcze knedle muszę tu dodać, ale to już inna bajka ;-) Ciasto ze śliwkami już Wam proponowałam w ostatnim czasie, nawet różne, a dziś pora na powidła :-) i to w dwóch wersjach :-) Ta pierwsza to klasyk - mocno wysmażone śliwki doprawione wyłącznie cukrem, zrobione według przepisu mojej babci. Zawsze smażyła ich taki duży gar (inaczej tego naczynia nie da się nazwać) - pachnących i aromatycznych... i zawsze przez kilka dni co sprzyja gęstnieniu powideł :-) Wersję drugą odkryłam kilka lat temu i bardzo przypadła mi do gustu :-) chociaż nie wiem dlaczego nazywa się "nutella" skoro z orzechami nie ma nic wspólnego... ale niech będzie i tak - ważne, że jest pyszna i smakuje, zwłaszcza dzieciom :-) A Wy, którą wersję wybieracie?


SKŁADNIKI

Powidła klasyczne:

2 kg śliwek (najlepiej prawdziwych węgierek)

2 szklanki cukru

1/4 szklanki wody


Nutella (czyli wersja z kakao):

to samo co wyżej, a dodatkowo jeszcze 100 g ciemnego kakao i 2 łyżeczki cukru waniliowego (z prawdziwą wanilią)


Śliwki myjemy, pozbawiamy pestek i wrzucamy do dużego garnka, najlepiej z grubym dnem - śliwki mają tendencję do przypalania się gdy już gęstnieją, a takie dno zmniejsza to ryzyko ;-) Dodajemy cukier i wodę (po to, by spływając na dno zapobiegła przypaleniu się owoców, ilość jej jest niewielka, a w trakcie smażenia i tak odparuje). Mieszamy i doprowadzamy do wrzenia, a następnie zmniejszamy płomień i na takim małym smażymy ok. 1 godziny od czasu do czasu mieszając. Wyłączone śliwki zostawiamy do następnego dnia i czynność powtarzamy. Trzeciego dnia znów robimy to samo, ale kończymy smażenie gdy konsystencja powideł nas zadowala :-) 




Ja zwykle doprowadzam masę do połowy objętości surowych owoców, których użyłam - wtedy nie są ani za suche, ani zbyt wodniste :-) Gorące powidła nakładamy do wyparzonych słoików, zakręcamy i odstawiamy do góry dnem. Zostawiamy do wystygnięcia.
Tzw. nutellę robimy dokładnie w ten sam sposób z tą tylko różnicą, że trzeciego dnia na sam koniec smażenia (ok. 5 minut przed zakończeniem) dodajemy kakao i cukier waniliowy, a następnie dokładnie mieszamy i dosmażamy te 5 minut ;-) Potem nakładamy do wyparzonych słoików, zakręcamy, odwracamy i czekamy do wystygnięcia.

Prawdę mówiąc nie wiem, która wersja lepsza - to w zasadzie zależy od tego, do czego będziecie tych poideł używać :-) mnie smakują obie :-)




P.S. 
Jeśli chcecie, by wersja z kakao była bardziej kremowa, wystarczy że po dodaniu kakao i cukru waniliowego zmiksujecie całość dokładnie blenderem :-) 

W sytuacji gdy Wasze powidła trzeciego dnia są nadal zbyt wodniste, z powodzeniem możecie im podarować jeszcze jeden dzień smażenia - zdecydowanie nie zaszkodzi :-)

To czerwone w garnku na środkowym zdjęciu to powidła pierwszego dnia :-) a na pozostałych zdjęciach wersja kakaowa :-)




wtorek, 17 września 2013

Karkówka z szynkowara



Ostatnio zakupiłam sobie szynkowar :-) Kaprys i tyle :-) ale dziś doceniłam swój zakup i nie mogłam Wam o tym nie napisać :-) Oczytałam się różnych przepisów na rozmaite wędliny z szynkowara i z każdego czerpiąc jakąś informację przygotowałam sobie fantastyczny kawał karkówki korzystając z przypraw jakich zwykle używam do tego typu mięsa. Zabawy z tym trochę jest - trzeba przyznać, peklowanie, parzenie, ale nie zniechęcajcie się, bo smak domowej, delikatnej wędlinki jest niesamowity... a zapach... Nawet mi nie przeszkadza, że karkówka to jednak dość tłustawe mięso :-( Cały proces rozpoczęłam w niedzielę koło południa, efekt oceniłam dziś podczas kolacji i powiem Wam, że mimo tak długiego oczekiwania warto :-) Mój szynkowar jest dość szeroki dlatego gotową karkówkę przekroiłam żeby było łatwiej kroić plasterki. Zapraszam na karkówkę z szynkowara :-)


SKŁADNIKI

ok. 1 kg karkówki

2,5 płaskiej łyżeczki soli peklowej

1 ząbek czosnku

pieprz




Mięso myjemy i kroimy w kawałki - ja kroiłam w plastry ok. 8 mm grubości, a potem każdy jeszcze na pół i wyszły mi takie małe plasterki. Jeśli ukroicie grubsze plastry możecie je lekko rozbić tłuczkiem do mięsa, ja swoich nie rozbijałam. Czosnek przeciskamy przez praskę. Następnie bardzo dokładnie wyrabiamy kawałki mięsa z czosnkiem, solą peklową i pieprzem, tak żeby mięso dokładnie oblepiło się przyprawami. Do szynkowara wkładamy woreczek foliowy przeznaczony do kontaktu z żywnością lub bardzo dokładnie wykładamy wnętrze folią spożywczą. To ważne, bo jak pisałam Wam już kiedyś, wszelkie tłuszcze bardzo szybko chłoną zapachy, dlatego bez folii Wasze mięsko bardzo szybko przejęłoby metaliczny smak i zapach :-( Teraz do woreczka wkładamy mięso i bardzo dokładnie ugniatamy je tam - musi być to zrobione naprawdę dokładnie, by wyeliminować wszystkie pęcherzyki powietrza, w przeciwnym razie gotowe mięso będzie się rozpadało (między kawałkami powstaną dziury :-( ). Woreczek zawiązujemy, przykładamy płytkę szynkowara, sprężynę i zamykamy. Tak przygotowaną całość wkładamy do lodówki. Większość przepisów mówi, że ma być to czas 24 - 48 godzin. Moja karkówka oczekiwała sobie dokładnie 34 godziny ;-) Po tym czasie zagotowujemy w garnku wodę - musi być na tyle duży żeby szynkowar swobodnie się do niego zmieścił stojąc, a woda sięgała 1 cm poniżej górnego rantu szynkowara. Doprowadzamy wodę do temperatury 80 stopni i wkładamy wyjęty z lodówki szynkowar wraz z całą zawartością. Teraz to co najważniejsze - i to co stanowiło moją największą obawę - to utrzymanie takiej temperatury przez cały czas parzenia wędliny. Musicie od czasu do czasu sprawdzić czy nadal jest taka jak potrzeba, chociaż tak naprawdę nie jest to trudne - ja trzymałam garnek na średnim palniku, na najmniejszym płomieniu jaki można na nim ustawić :-) Parzyłam moje mięso równiutkie 2 godziny. Po tym czasie wyjęłam szynkowar, oblałam go zimną wodą i odstawiłam na ok. 5 godzin - w tym czasie przestygł na tyle, że nadawał się do wstawienia do lodówki gdzie spędził kolejne 12 godzin :-) I to by było tyle :-) A smak niesamowity! Teraz będę eksperymentowała z innymi mięsami :-)




P.S.
Następnym razem spróbuję dodać jeszcze trochę żelatyny - podobno dzięki temu wokół mięsa powstanie galaretka :-)

sobota, 14 września 2013

Serduszka z malinami



Mąż w pracy, dziecko śpi... Czy to możliwe, że w końcu mam wieczór tylko dla siebie? Wygląda na to, że tak :-) Szkopuł natomiast tkwi w tym, że chciałabym zrobić tyle rzeczy, na które zwykle brakuje mi czasu, że sama nie wiem od czego zacząć ;-) Ale wiem, że na pewno wieczór skończy się czytaniem książki :-) Nadrabiam zaległości z ostatnich miesięcy - kolejka lektur zrobiła się dość pokaźna... Ale powoli wychodzę na prostą ;-)
Serduszka (mogłyby być w tradycyjnych foremkach - okrągłych, ale młoda dama uparła się na serduszka, więc tak zostało) robiłyśmy z córcią wczoraj w ramach domowych zajęć wieczornych pod hasłem: "czym tu zająć malucha, żeby nie zasnął jeszcze przez godzinę", a że moja niunia wprost uwielbia wszelkie prace kuchenne, to mocno improwizowane muffiny okazały się strzałem w dziesiątkę :-) Wyszły przepyszne! Mój mąż, który z reguły wzbrania się przed tego typu ciastkami twierdząc, że są zapychające, tym razem nie mógł się nachwalić :-) Cóż, może dlatego, że tak duży udział miała w nich córcia?


SKŁADNIKI

2 szklanki mąki pszennej

3/4 szklanki cukru trzcinowego

2 jajka

100 g serka homogenizowanego

1/2 szklanki oleju

1/2 szklanki mleka

2 łyżeczki cukru z wanilią

1 łyżeczka proszku do pieczenia


dodatkowo: maliny (kilka łyżek)




Suche składniki mieszamy razem w misce. W drugim naczyniu łączymy mokre składniki - mieszamy łyżką, nie mikserem, a następnie przelewamy je do suchych i mieszamy przez chwilę, żeby tylko wszystkie produkty się połączyły. Na koniec wsypujemy opłukane maliny i delikatnie mieszamy uważając, by owoce nie uszkodziły się. Masa jest dość gęsta, ale po upieczeniu powstają w środku fantastyczne pęcherzyki powietrza :-) Nakładamy do foremek i pieczemy 20 - 25 minut w piekarniku nagrzany do 180 stopni. 
Ostudzone możecie też posypać cukrem pudrem, ale bez niego też bosko smakują. Do porannej kawy były idealne :-) 



czwartek, 12 września 2013

Placki z kurczaka i cukinii



Niby od początku tego miesiąca mam więcej tego czasu, a jednak nie mam... wyeliminowałam jedne zadania i już na ich miejsce znalazłam sobie jeszcze więcej innych... To choroba jakaś czy coś innego? Że człowiek nie potrafi bez zajęcia się obyć... No w każdym razie siedzenie w miejscu, a do tego bezczynne całkowicie mnie zabija - więc nosi mnie do zadania do zadania i ciągle okazuje się, że jeszcze coś jest przede mną... W związku z tym nadal pozostajemy przy szybkich obiadach gotowanych w biegu po przyjściu z pracy lub tych łatwych do ogarnięcia, gotowanych wieczorem żeby mąż miał co sobie podgrzać zanim się pojawię...  
Jednym z takich szybkich dań, które można przygotować "od ręki" są placki z kurczaka (KLIK), które już kiedyś Wam proponowałam. Dzisiejsza wersja jest wzbogacona o cukinię, a co za tym idzie pozostałe składniki są dobrane w trochę innych proporcjach niż poprzednio. Dalej w przepisie przeczytacie, że mięso powinno postać ok. 30 minut. Dlaczego więc piszę, że są błyskawiczne? To proste - zasypuję przyprawą i wychodzę do pacy. Nie ma mnie ok. 4 godzin, a gdy wracam wyjmuję mięso z przyprawą z lodówki i działam dalej. Ale tak naprawdę 30 minut w zupełności wystarcza :-) szybkie i przede wszystkim pyszne danie :-) Polecam i zapraszam :-)


SKŁADNIKI

1 podwójny filet z kurczaka

400 g cukinii (waga już po obraniu i bez gniazda nasiennego)

1 nieduża cebula

2 jajka

10 łyżek mąki pszennej

4 łyżki majonezu

4 łyżki przyprawy do kurczaka


Dodatkowo: tłuszcz do smażenia




Fileta myjemy, oczyszczamy z wszelkich niedoskonałości i kroimy w kostkę, a następnie mieszamy z przyprawą do kurczaka i odstawiamy na ok. 30 minut, żeby mięso dobrze przeszło jej smakiem i aromatem. Obraną i oczyszczoną cukinię kroimy w drobną kostkę, cebulę drobno siekamy. Po upływie wyznaczonego czasu dodajemy do mięsa warzywa i wszystkie pozostałe składniki. Całość dokładnie mieszamy. Na patelni rozgrzewamy tłuszcz (ja smażę tego typu placki na oleju) i układamy łyżką małe porcje przygotowanej masy. Smażymy na średnim ogniu na złoty kolor. 
Placki najlepiej smakują z wszelkimi orzeźwiającymi surówkami, a moim faworytem są pomidory skropione octem balsamicznym i oliwą z oliwek, posypane solą i pieprzem :-)

wtorek, 10 września 2013

Sałatka z gruszką



Już dawno nie widziałam mojego taty tak szczęśliwego jak dziś :-) Boże, jak ulga! Od kiedy uczestniczył w dość poważnej kolizji drogowej, której właściwie był przyczyną, nie był sobą... tym bardziej, że stracił samochód, a odkąd sięgnę pamięcią ojciec zawsze miał samochód... Mnie bardziej obchodziło czy nie doznał poważniejszych obrażeń i czy nie odezwą się one po jakimś czasie, ale podobno wszystko jest dobrze. A więc kupno samochodu stało się kluczowym tematem ostatnich dni. Mój mąż stawał na głowie, żeby sprostać oczekiwaniom starszego pana, ale przez kilka dni podobno nic nie było godne uwagi :-( aż do dziś :-) Właściwie to my znaleźliśmy mu ten samochód w ogłoszeniach i bez większych konsultacji z zainteresowanym mój mąż umówił się dziś rano z właścicielami, a potem... nie było mnie przy tym, ale podobno ojciec oniemiał, bo po pierwsze o tym modelu wspominał już od dłuższego czasu, a po drugie spodobał mu się tak bardzo, że nawet grymasić mu się nadmiernie nie chciało ;-) Achom i ochom nie było końca - w reszcie usłyszałam radość :-) 
Chociaż i tak nie popuszczę mu tej konsultacji medycznej, mającej dać mi spokój...
A ja miałam dziś swoje małe święto i potrzebowałam jakąś dobrą sałatkę. I wymyśliłam sobie ją wczoraj w drodze z domu do sklepu. I smakowała :-) Powiem więcej: zamierzam ją wprowadzić na stałe do swojego repertuaru :-)




SKŁADNIKI

100 g mieszanki sałat

1 duża żółta papryka

1 duża twarda gruszka

1 ser camembert (180 g)


Sos:

70 g orzechów włoskich

2 łyżki płynnego miodu

1 łyżka oliwy z oliwek

1 łyżka octu balsamicznego

1 łyżeczka soku z cytryny

1/2 płaskiej łyżeczki soli




Do dużej miski wkładamy mieszankę sałat. Paprykę i gruszkę pozbawiamy gniazd nasiennych i kroimy w cienkie paski i dodajemy do sałaty. Ser kroimy w kostkę i odkładamy na bok, na potem ;-)
Orzechy siekamy na drobniejsze i wsypujemy na suchą, gorącą patelnię, a następnie stale mieszając lekko prażymy - musicie uważać żeby nie zbrązowiały nadmiernie, bo będą gorzkie. Gotowe (gorące) orzechy przesypujemy z patelni do słoika (najlepszy będzie taki 1-litrowy zakręcany) i dodajemy pozostałe składniki sosu, a następnie zakręcamy i potrząsamy energicznie aż składniki dokładnie się połączą. Zostawiamy do ostygnięcia, a następnie dodajemy do miski z sałatą i całość dokładnie mieszamy. Tak przygotowaną sałatkę przekładamy do salaterki i obkładamy kawałkami sera. 




P.S.
Jeśli po wystygnięciu sos za bardzo zgęstnieje przed dodaniem go do sałaty zanurzcie słoik na chwilę w gorącej wodzie. 



Akcja z gruszką w tle

sobota, 7 września 2013

Ciasto ze śliwkami i budyniem (bez jajek)



Pierwszy tydzień przedszkola za nami i pierwszy zokn! Otóż, grupę mojej córeczki prowadzą dwie panie: jedna jest małą zachwycona i każdego dnia przekazuje mi informacje wskazujące na to, że dziecko dobrze odnajduje się w grupie i nie stwarza problemów; druga pani dzień w dzień gdy odbieram dziecko, wywraca oczami i stwierdza, że mała potrzebuje czasu na adaptację... Wczoraj postanowiłam wyjaśnić co pani rozumie przez to stwierdzenie i okazuje się, że pani nauczycielka - bądź co bądź pedagog z wieloletnim stażem - ma tak naprawdę tylko jeden zarzut wobec mojego dziecka: że jest uparte i ona już nie wie jak z nią pracować... Owszem, moje dziecko jest uparte, nie przeczę, ale dlaczego jednej pani to nie przeszkadza, a druga nie nie wie jak pracować? Poza tym oprócz tego, że mała jest uparta (chociaż ja wolę określenia stanowcza i konsekwentna w działaniu!), to ma też cały szereg innych cech jak choćby umiejętność współpracy z innymi dziećmi czy znajomość i umiejętność zastosowania podstawowych norm społecznych, samodzielnie je i załatwia się, stara się sama ubierać, chętnie uczestniczy w zabawach (wiem, bo jak ją zaprowadzam to nawet nie zwraca na mnie uwagi tylko biegnie do zabawy) i wiele innych... ale o tym pani już nie wspomina! Tylko po pięciu dniach JUŻ NIE WIE jak pracować z dzieckiem, które dopiero za siedem tygodni skończy trzy lata...

Ciasto, które dziś Wam proponuję jest zainspirowane ciastem z jabłkami, które kiedyś przyniosła do pracy jedna z moich koleżanek. W prawdzie tamto nie miało budyniu - to moja fantazja - ale było boskie! Ponieważ ostatnio dostałam skrzyneczkę śliwek, pomyślałam sobie, że warto przygotować ciasto według tego przepisu właśnie ze śliwkami. I powiem Wam, że pomysł genialny :-) 
Polecam Wam wypróbować :-)


SKŁADNIKI

Na ciasto:

2 szklanki mąki pszennej

250 g margaryny

200 g serka homogenizowanego

1 łyżeczka cukru pudru

2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 cukier waniliowy


Na masę budyniową:

1 budyń śmietankowy (taki na 3/4 l mleka)

0,6 l mleka

3 łyżki cukru


Na polewę:

2 łyżki śmietany

1 szklanka cukru


Dodatkowo:

1 kg śliwek




Wszystkie suche składniki ciasta łączymy razem w dużej misce, a następnie rozcieramy z margaryną. Dodajemy serek i zagniatamy - ciasto powinno być luźnej konsystencji, ale nie powinno się kleić do rąk (jeśli się klei dodajcie 2 - 3 łyżki mąki). Odrywamy z ciasta 1/3 i odkładamy, a pozostałą częścią wyklejamy dno blaszki do pieczenia (uprzednio wyłożonej papierem do pieczenia lub posmarowanej margaryną i posypanej bułką tartą).
Budyń gotujemy w podanej w przepisie ilości mleka (mniejszej niż na opakowaniu).
Śliwki dzielimy na połówki i usuwamy pestki.
Cukier miksujemy ze śmietaną na jednolitą masę.
Na wylepione ciasto układamy śliwki - 2 - 3 warstwy, przecięciem do dołu, na nie wylewamy budyń i równomiernie rozprowadzamy. Odłożone wcześniej ciasto dzielimy na małe kawałeczki i układamy je na budyniu. Wierzch zalewamy przygotowaną polewą. Wstawiamy ciasto do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 45 minut (termoobieg, dolna grzałka). 
Podajemy dobrze wystudzony - inaczej kawałki rozlecą się :-(



środa, 4 września 2013

Sok malinowy



A więc wrzesień... dawno mnie tu nie było, ale dzięki temu mam więcej do opowiedzenia... Chociaż nie wiem czy blog o gotowaniu to dobre miejsce by pisać o troskach i problemach :-( W związku z tym napiszę Wam o mojej córci, która zaskakuje mnie spokojem w chwili pozostania rano w przedszkolu :-) nie bardzo wiem jak to wygląda przez kolejne pięć godzin, ale do domu też idzie zadowolona :-) i cały czas opowiada jak było :-) mam nadzieję, że pierwsze koty za płoty ;-)
A dzisiejszy sok jest według receptury mojego taty :-) pyszny! gęsty i słodki, idealny na zimowe wieczory...


SKŁADNIKI

2,5 kg malin

1,5 kg cukru


Maliny płuczemy, usuwamy ewentualne szypułki, zasypujemy cukrem i odstawiamy na ok. 1 godzinę. Następnie stawiamy na gazie i od momentu zagotowania gotujemy na małym ogniu przez 15 minut. Zestawiamy i studzimy, a następnie wylewamy porcjami na lniana ścierkę lub pieluchę tetrową i dokładnie wyciskamy sok. Rozlewamy do wyparzonych butelek lub słoików, zakręcamy i pasteryzujemy przez 20 minut. Wyjmujemy z wody i pozostawiamy do wystygnięcia.  



niedziela, 1 września 2013

Marchewka na gęsto (do drugiego dania)



Marchewka na gęsto to kolejny z moich smaków dzieciństwa :-) Babcia robiła ją dla nas w ogromnej ilości - pachnącą, soczystą... Uwielbiam ją do dziś dnia, podobnie jak moja rodzina :-) Zaczyna się jesień więc u nas coraz częściej pojawiać się będzie marchewka. Wam też polecam :-)


SKŁADNIKI

750 g marchewki

2 łyżeczki soli

2 łyżeczki cukru

1 łyżka masła

2 łyżki mąki pszennej

1/2 szklanki mleka

1 szklanka wody




Marchewkę obieramy i ścieramy na tarce o dużych oczkach. Wkładamy do garnka, zalewamy wodą, dodajemy sól i cukier i gotujemy pod przykryciem aż marchewka zmięknie. Pamiętajcie o mieszaniu marchewki w czasie gotowania (i to częstym mieszaniu) ponieważ w przeciwnym razie na 100% się przypali :-( 
Masło rozpuszczamy, a następnie dodajemy mąkę i energicznie mieszamy żeby nie powstały grudki. Zestawiamy z gazu i odstawiamy na 2 - 3 minuty, a następnie dolewamy zimne mleko i dokładnie mieszamy aż powstanie gęsta jednolita masa. Przekładamy ją do marchewki i dokładnie rozprowadzamy, a następnie mieszamy do czasu aż całość zgęstnieje. Gotową marchewkę podajemy do mięsa, ziemniaków, kaszy i do czego tylko Wam zasmakuje :-)